top of page

Rak i kameleon

Żył pewnego razu niepozorny rak,
Który przestał chodzić wspak.
On potwierdzał, reszta zaprzeczała,
Gdy zaprzeczał, reszta potwierdzała.

 

Z czasem zaczął więcej kumać,
Zamiast z rakiem, z żabą zaczął dumać
Była ona dla niego nadzwyczajnie miła,
Choć zrozumieniem głęboko gardziła.

 

Kiedy żabcia oswajała się z welonem,
Rak, chcąc nie chcąc, stał się kameleonem.
Nie w smak były mu kajdany,
Wolał chodzić niepojmany.

 

Bardziej od odpowiedzialności,
Wolał składać hołd wolności.
No bo w końcu komu się służy,

Kiedy ciągle jest się w podróży?

 

Komu wierzyć, by godnie żywot przeżyć

 

Więcej posiadamy niźli wcześniej chcieli,
Nauka codzień sypie więcej niż byśmy pojęli.
Mimo to wciąż naprzód przemy.
Właściwie dokąd? Tego już nie wiemy.
Wkoło sprzeczki, kłótnie, spory,
Gdy brak wojny, świat jest jakby chory.

 

"Człowiekiem jestem". Terencjusz powiedział.
Kiedy swój obok swego brata siedział.
"Nic co ludzkie nie jest mi obce".
Dziś niestety tylko w wiejskiej szopce.
W wielkim mieście też tak powiadamy,
Jednak wszystko co ludzkie ukrywamy.

bottom of page